Dziś 1 września, więc w Polskich szkołach zabrzmiał przysłowiowy pierwszy dzwonek. O ile data ta powinna wszystkim kojarzyć się również jako rocznica wybuchu II wojny światowej, to pierwsze skojarzenie jakie jakie przychodzi do głowy to koniec wakacji. Polacy kończą kompletowanie szkolnych wyprawek dla swoich pociech, przez co narzekają na ceny, nauczycieli i ogólny poziom szkolnictwa. Czy możemy mówić o kryzysie edukacji? (Zachęcam do przeczytania artykułu do końca, ponieważ znajduje się tam niespodzianka dla wytrwałych czytelników)
Nauka w szkole czy korepetycje?
Wczoraj podczas rozmowy z kolegą z pracy od zadania do zdania doszliśmy do tematu poziomu nauczania w polskich szkołach, a konkretniej korepetycjom. Moim zdaniem obecnie rodzice wolą opłacić dziecku korepetycje, żeby mieć święty spokój i nie musieć mu pomagać w nauce. Część pewnie wytłumaczy się, że nie ma na to czasu, jednak to również nie świadczy dobrze. Wszyscy są zapracowani, jednak każdy rodzic ma obowiązek opieki i poświęcania czasu własnemu dziecku. Większość jednak woli zapłacić za dodatkowe lekcje. To sprawia, że nauczyciele są przyzwyczajeni do dodatkowego źródła dochodu, a co za tym idzie nie starają się przekazać odpowiedniej wiedzy w ramach zajęć lekcyjnych, ponieważ wtedy by nie zarobili. Koło się zamyka, a przyzwyczajone do korepetycji dzieci korzystają z nich w wielu przypadkach również w czasie wakacji, co także jest dla mnie chorą sytuacją.
Jak dobrze zauważył wspomniany wcześniej kolega inaczej sytuacja ma się z nauką języków obcych. Tutaj większość rodziców nawet gdyby chciała pomóc, to nie potrafi, ponieważ w ich czasach w szkole uczono rosyjskiego, a teraz prym wiedzie angielski i niemiecki. Oczywiście nie dotyczy tych, którzy biegle posługują się tymi językami, a jest ich wielu.
Jak wyglądały korepetycje dawniej? Na korepetycje chodzili tylko Ci, którzy naprawdę sobie nie radzili. Wcześniej jednak próbowali sami się nauczyć, a dodatkową motywacją była „bura” od rodziców, którzy nie mieli zamiaru dopłacać do edukacji dziecka. Wydaje mi się, że było to dobre rozwiązanie, a dzieci uczone były samodzielności. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że jestem mgr, a nigdy w życiu nie korzystałem z korepetycji. Jednak jest to możliwe, a w dzisiejszych czasach mało spotykane.
Pięciolatki do szkoły
Kolejnym drażliwym tematem jest uczęszczanie pięciolatków do szkoły. Może wielu osobom się to nie spodoba, ale według mnie jest to dobre rozwiązanie. Po pierwsze połowa z nich i tak chodziła już do przedszkola, żłobka itp, ponieważ rodzice pracowali. Po drugie skoro świat tak idzie do przodu, dzieci szybciej się rozwijają i dojrzewają to również wcześniej mogą skończyć edukację. Jeśli teraz w klasach maturalnych jest coraz więcej dziewczyn w ciąży, to po reformie to dziewczyny będą już po szkole średniej i łatwiej będzie żyć samodzielnie.
W tym temacie również występuje kwestia, za którą winiłbym rodziców. Jeżeli ustawa przewiduje, że pięciolatki idą do szkoły to powinny iść wszystkie. Polska jest jednak krajem, gdzie każdy stara się obejść obowiązujące prawo, co oczywiście występuje również w tym przypadku. Załatwianie zaświadczeń od psychologa dziecięcego jest nagminne i niestety nie dotyczy tylko tych dzieci, które faktycznie powinny je otrzymać. Oczywiście każde dziecko jest inne i jedno rozwija się szybciej, a drugie wolniej, jednak rodzice w wielu przypadkach wykorzystują ten fakt z korzyścią dla siebie. Wiedzą, że gdy dziecko pójdzie do szkoły to będą musieli poświęcić mu więcej czasu, a poprzez załatwienie zaświadczenia dają sobie jeszcze rok luzu. Tłumaczy się to przedłużeniem dzieciństwa dziecku, jednak chciałbym dowiedzieć się jak taki rodzic wytłumaczy swojemu nastoletniemu już dziecku, że sąsiad jest w tym samym wieku, a już kończy szkołę? Zastanawiające, prawda?
P.S.: Obiecaną niespodzianką jest nawet 500 zł zniżki na kurs języka angielskiego, która dostępna jest po kliknięciu w link – promocyjna oferta kursu językowego.